Etykiety

piątek, 1 sierpnia 2014

Hostel

W hostelu, w którym mieszkałem dość często zmieniali się goście. Byłem jedyną osobą, która była tam na dłużej. Poznałem ludzi z różnych zakątków świata. Z większością nie udało mi się szczególnie pogadać, bo niestety osoba pracująca i osoba zwiedzająca mają trochę inne godziny funkcjonowania. Kiedy ja wychodziłem z domu, oni jeszcze smacznie spali, kiedy ja wracałem, oni w najlepsze spacerowali po Alfamie i innych Belem. Udało mi się jednak nawiązać bardzo miły kontakt z dwoma "instancjami" gości. Pierwsza to dwie siostry z Nantes we Francji. Jedna z nich niestety w ogóle nie mówiła po angielsku, druga, kompensowała to tym, że była nauczycielką angielskiego. Ana i jej siostra (imienia nie zapamiętałem, bo nawet nie udało nam się zamienić zdania) miały cały wyjazd zaplanowany od początku do końca, łącznie z godzinami wszystkich pociągów, autobusów, wejść do wszystkich muzeów, które chciały zobaczyć itp. Nie było miejsca na spontaniczność. Tłumaczyły to tym, że teraz to one chcą odpocząć, a nie myśleć co zobaczyć i gdzie iść. Miały wszystko rozpisane, przygotowane i zapięte na ostatni guzik. Dzięki temu były zawsze w domu o tej samej porze i udawało nam się razem jeść kolacje. Z Aną przedyskutowaliśmy radykalizujący front Marine Le Pen we Francji, ja opowiedziałem jej o naszych "ulubionych" politykach. Skrytykowaliśmy metodykę nauczania języków w szkołach i poruszyliśmy dużo innych tematów. Po trzech dniach pojechały na północ, a ja na pożegnanie dałem im moje dwa kapelusze, które zdobyłem na festiwalu. Pewnie gdybym ich nie oddał, to zostałyby po mnie w hostelu, a tak przynajmniej się nie zmarnowały.
Drugą parą, z którą udało mi się pogadać były dwie dziewczyny z Brazylii, Larissa i Bruna. Dostaliśmy tego dnia talię kart od Kanadyjczyka, który był przelotem w hostelu. Nauczył nas grać w genialną grę pod tytułem Beaver (czyli Borsuk) i sobie poszedł. A my zostaliśmy w trójkę z winem i jego kartami. Przez kilka kolejnych godzin graliśmy w "borsuka". Polecam, i będę tę grę promował w Polsce. Wymaga trochę myślenia i dobrej pamięci. Poza tym jest po prostu genialna. Obie Brazylijki skończyły szkołę filmową w Sao Paulo (o ile dobrze pamiętam) i pracują w branży filmowej. Dowiedziałem się jednej ciekawej rzeczy, która mnie się z kolei trochę w głowie nie mieści, a mianowicie, w Brazylii nie ma prywatnych wytwórni filmowych. Wszystkie filmy finansowane są przez rząd. Nikt nie próbuje nawet produkować filmów z prywatnych pieniędzy, bo biznes jest tak niedochodowy, że nie ma to żadnego sensu ani szansy na zwrot z inwestycji. Dzięki takiemu układowi panuje swojego rodzaju cenzura, bo rząd musi zatwierdzić i jakaś specjalna komisja ustala, czy film jest dobry, czy opłaca się go w ogóle finansować itp. Ale przecież motywowanie odrzucenia filmu mogą być oficjalnie jakieś, a nieoficjalnie zupełnie inne. Więc w innych krajach też jest dziwnie, tylko inaczej.

Oprócz dwóch opisanych przypadków poznałem kilkanaście innych osób (jak na przykład rzeczonego Kanadyjczyka), ale szczerze mówiąc nie pamiętam nawet ich imion. Fajne jest takie mieszkanie w hostelu. Może można by nawet jakiś prowadzić? To ciekawa perspektywa. Tylko w naszym mieście to chyba mało dochodowy biznes..

2 komentarze:

  1. Człowieku, Ty w obcych językach potrafisz porozmawiać na tematy, o których ja nie miałabym pojęcia co powiedzieć po polsku :-o Szacun.

    OdpowiedzUsuń