Etykiety

czwartek, 3 lipca 2014

Spóźniony Lunch

Lunch w rzeczywistości nie spóźnił się jakoś specjalnie, chociaż niewiele brakowało, bo okazało się, że pięć osób, z których cztery mieszkają na stałe w Barcelonie, a piąta, czyli ja, jest tam często, nie potrafią znaleźć pod własnym biurem przystanku autobusowego, którego, co gorsza, znały dokładny adres.
Udało się jednak nie spóźnić więcej niż 15 minut, więc zmieściliśmy się w kwadransie akademickim.
Tak więc w piątek, 27. czerwca załoga Degustabox zebrała się, z pominięciem dwóch osób w barze Gallito pod Hotelem W w Barcelonie. Było to miejsce, którego chyba nikt z nas jeszcze nie znał, bo raczej wszyscy się bali zapuszczać w tak drogie okolice. Okazało się, że nie jest nawet tak strasznie. A nawet powiedziałbym, że było bardzo przyjemnie. Mieliśmy zarezerwowany stolik na 14 osób, wszyscy na początek zamówili coś do picia i weszły przystawki. Stoli wyglądał tak:



Nawet nie wiem co to dokładnie wszystko było, ale było pyszne! Z rzeczy, które pamiętam i rozpoznałem, były Kalmary po andaluzyjsku, jakieś takie Nachosy z awokado i łososiem, różne rodzaje pieczywa, małże i jeszcze inne cuda.
Po przystawkach połowa ludzi byłą już najedzona, ale Ci co rozsądniejsi zostawili sobie miejsce na przepyszną Paelle. Dostaliśmy cztery wielkie patelnie z Paellą i na pewno nie było tego za mało.
Siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy, Ci co chcieli "lulki palili" i tak nadszedł deser, który było może niezbyt hiszpański, ale też cudowny, a mianowicie Brownie z lodami waniliowymi.
Po kilku godzinach biesiadowania postanowiliśmy przenieść się na plażę (Na którą mieliśmy jakieś 10m. Dosłownie.) i tam dosiedzieliśmy do zachodu słońca. Wtedy zrobiło się trochę zimno i ludzie zaczęli się powoli rozchodzić.
I tak około 22:00 okazało się, że trzeba iść do domu, a że to był mój ostatni piątek w Barcelonie to myślałem, że jeszcze gdzieś posiedzimy. Zawiodłem się. Ale za to dostałem zaproszenie na kolejne jedzenie do koleżanki z pracy, Andrei, która mieszkała niedaleko mnie. Zapraszała tego dnia swoich znajomych z... drużyny piłkarskiej. O Andrei do tego dnia nie wiedziałem nic poza tym, że istnieje i pracuje w Degustabox. Tego wieczoru udało mi się dowiedzieć dużo więcej niż dotychczas. Więc wieczór uznaję za udany. Oprócz dużej ilości jedzenia fundowanego przez firmę udało mi się poznać koleżankę z pracy, którą znam od roku.
Na koniec jeszcze tylko spacer do domu i psychiczne przygotowanie do pakowania... Następny post o dalszej podróży:)

5 komentarzy:

  1. Kto bogatym zabroni? ;-)
    Ty to sobie poużywasz, chyba już pisałam :-p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nawet nie nalegałem na ten lunch. Po prostu mnie zaprosili:D Swoją drogą na dziś już napisany jest kolejny post:)

    OdpowiedzUsuń